Ciemność, strach i dziwne dźwięki. Ogarnął mnie lęk. Ktoś jest w mojej łazience. To stamtąd słyszę przerażający głos. Bałam się. Bałam się tam iść, lecz musiałam sprawdzić co kryje się za drzwiami. Spuściłam gołe stopy na podłogę i podeszłam niepewnie do białych drzwi. Podłoga była cholernie zimna, nogi mi drgały. Otworzyłam drzwi i zapaliłam światło. Nikogo nie było. Byłam pewna, że tu ktoś jest. Przesłyszało mi się? To sen? Inaczej nie potrafię tego wytłumaczyć.
Nagle zamarłam. Za sobą usłyszałam niski głos, wypowiadający jakieś imię.
- Diana! - podskoczyłam ze strachu. Ze świstem wypuściłam powietrze i obróciwszy się na pięcie podeszłam do otwartego szeroko okna. Było zamknięte. Kto je otworzył? Kto za nimi jest?
- Diana! - ponownie ten głos. Kim jest owa Diana? Czy to ja? To moje imię? Emocje we mnie buzowały. Czułam się jak w horrorze. Horror? Wydawało mi się, że wiem co to jest. Jednakże teraz nie mogłam sobie przypomnieć. Wyjrzałam przez ogromne okno, za którym oprócz metalowych krat, nie dostrzegłam niczego. Ale zaraz! Coś się poruszyło. Tam! W parku, pod ogromnym drzewem stoi jakaś postać. Mam wrażenie, że patrzy się wprost na mnie. Błyskawicznie kucnęłam, widząc jak mężczyzna jest coraz bliżej budynku. To na pewno był on. Szczupła, męska sylwetka, więcej nie byłam w stanie dostrzec. Zniknął. Nie było już nikogo, a ja nadal z przerażeniem spoglądałam w dal.
Cholera coś ze mną jest nie tak. Nie znam samej siebie, nie znam innych ludzi. Boję się wszystkiego co mnie otacza jak mała, szara myszka. Zrezygnowana wróciłam do białego zimnego łóżka. Co jak co, ale ogrzewanie nie jest tu najlepsze. Tu, gdziekolwiek jestem nie spotkałam żadnej żywej duszy, oprócz jego.
Północ. A ja nie mogę zasnąć, przez niego. Kim on jest i dlaczego stał wprost na przeciwko mojego okna. Mojego? Nieistotne. Nie wiem co to za budynek. Wielki, lecz mniejszy niż prawdziwy szpital. Ponury, niczym opuszczony dom. Więcej nie pamiętam. Morfeusz porwał mnie w swoje silne ramiona.
- Witaj w świecie żywych. - podskoczyłam ze strachu, słysząc donośny, piskliwy głos. Podziwiając piękny wschód słońca, nie zauważyłam jak kobieta średniego wieku, wtargnęła bez pukania do pomieszczenia, w którym oczywiście przebywałam. Nadal nie wiem dlaczego. - Nie bój się mnie, skarbie. Nic ci nie zrobię. Wręcz przeciwnie, pomogę ci. - przemówiła, promiennie się uśmiechając.
Mimo wszystko, jej wygląd odstraszał. Jej twarz, owszem nie byłaby najgorsza, gdyby nie tona makijażu, która znacznie ją postarzała. Chociaż nie ma tali osy, nałożyła na siebie niedługą granatową spódnicę i białą zwykłą bokserkę. Jednakże większą uwagę skupiały bardzo wysokie buty na platformie. Byłam pełna podziwu, że się w nich nie przewraca. Nie była żadną miss. Na oko czterdziestoletnią, brunetką przy kości.
- Kim pani jest? - zdołałam z siebie wydusić. Nie było to łatwe. Nic nie przychodzi mi łatwo. Nie daję rady. Nie wiem co się dzieje. Czy ktoś mi to wreszcie wytłumaczy? Życie jest cholernie dziwne.
- Żadna pani. - zachichotała. Mnie nie było do śmiechu. Utrzymywałam grobową twarz, wpatrując się pustym wzrokiem w tajemniczą kobietę. Nie chciałam czegoś, co ciężko zdobyć. Potrzebowałam tylko wyjaśnień. Pragnęłam dowiedzieć się faktów o sobie, o ludziach otaczających mnie. Chciałam wiedzieć, czy w ogóle są tacy. Czy to tak wiele? Po prostu kilka zdań, wyjaśniających mi, całą zaistniałą sytuację. Nie wydaję mi się, żeby to było trudne i w jakiś sposób skomplikowane. - Jestem Manuela, Manuela Schmitt, psycholog ośrodka Druga Szansa. - czyli znajduję się w niejakiej Drugiej Szansie. - Mów mi po imieniu, kochanie. Jesteśmy przyjaciółkami. - przyjaciółkami? Ja tej pani... znaczy Zofii nie znam! Myślałam, że przyjaciółka, to osoba bliska, prawie jak rodzina. Tutaj jest zupełnie inaczej? Przecież... uch. Nic z tego nie rozumiem. - Pomagam osobom, zaprzyjaźniając się z nimi, młodym i w takich przypadkach jak twój. - dopowiedziała. Przypadkach? Spytam jeszcze raz. Co ze mną jest nie tak? Jestem nienormalna? Co to jest w ogóle za słowo? Nienormalna? Jest tyle pytań, na które nie potrafię znaleźć odpowiedzi.
- Dlaczego jestem tutaj, a nie w szpitalu? - wiedziałam czym jest szpital. To już postęp. Hm, miałam taką nadzieję.
- Skarbeńku, Druga Szansa, wspiera i podtrzymuje stałą opiekę tobie, jak i innym osobom po przeżyciach. - to akurat już zrozumiałam. Zajmują się nami, chcą dla nas jak najlepiej. A gdzie nasi bliscy? Kto poza mną nie pamięta żadnych wydarzeń z własnego życia?
- A moja rodzina? - rodzina to najbliżsi naszemu sercu. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Nikt z twojego otoczenia nie odezwał się do nas. - oznajmiła. Poczułam ogromną pustkę w sercu. Co to znaczy? Nie mam rodziny? To niemożliwe. Każdy ma rodziców, dziadków, wujków i ciocie. Kuzynów i kuzynki. Chciałabym poznać ich. Na pewno znalazłby się ktoś, chociaż jedna osoba. Może oni nie wiedzą, że ja tu jestem? Nikt ich tak naprawdę nie powiadomił. Może żyją w jednym wielkim kłamstwie i myślą, że już nie żyję... albo ktoś mnie porwał. Nawet jeśli, szukaliby mnie, co nie? Rodzina powinna się kochać, pomimo wszystko, nikogo z niej nie wyrzucać. Rodzina jest jednością. Na pewno w takowym przypadku, znaleźliby mnie... Czyżby sami mnie tu oddali?
- Może mi pani powiedzieć, co tak naprawdę tutaj robię? Długo tu jestem? Kiedy mogłabym stąd wyjść? - miałam ochotę zasypać ją wszelkimi pytaniami, dotyczących mojego życia. Nie wiem, czy byłam kiedyś szczęśliwa, czy ktoś mnie zranił, czy ktoś mnie pokochał, tak samo jak ja jego? W mojej głowie była tylko gigantyczna pustka.
- Jestem Manuela! - przypomniała. Doskonale o tym pamiętałam, ale głupio było mi, zwracać się do niej po imieniu. Tak po prostu. Nie znamy się kilka lat, bym mówiła do niej jak do koleżanki. Nie potrafię. Muszę poznać własne sekrety, bo - na sto procent - takowe są. - Piękna, jesteś tu od czterech lat. Gdy trafiłaś tu, byłaś świeżo po maturach, które zdałaś, niemal perfekcyjnie. - skończyłam szkołę średnią. Jedyna dobra wiadomość, a zarazem nowy fakt z życia. - Przykro mi to mówić, ale nie ma mowy, abyś opuściła nasz ośrodek. - mina momentalnie mi zrzedła. Nie chcę tu tkwić do końca moich lat. Pragnę zaznać uroki prawdziwego życia, bez żadnych tajemnic. Szczęśliwa, wokół przyjaciół i rodziny, którą w przyszłości, chciałabym mieć.
- Dlaczego? - na to pytanie, nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Manuela kilka minut nie odezwała się ani słowem. Wiedziałam, że coś w tym było nie tak. I po raz kolejny, nie mogłam dowiedzieć się czegoś więcej. Czułam, że jestem oszukiwana. Znam tylko ją... nie jest ze mną do końca szczera.
- Nie mogę ci powiedzieć, kochanie. - uśmiechnęła się pocieszająco. Nie zrobiło to na mnie wrażenia. - To za szybko. Gdy będziesz gotowa, opowiem ci. - tym sposobem, wzbudziła moją ciekawość. A czułe słówka były zdecydowanie zbędne w całej tej sytuacji. - Ubierz się i pójdziemy na śniadanie. Po południu zrobimy ci badania. - rzekła, otwierając szafkę pełną ubrań.
- Dlaczego większość z nich jest czarna? - spytałam. Wolałabym nosić na sobie kolory tęczy, a czerń nie jest jednym z nich.
- Ubrania są nowe, aczkolwiek zakupione kilka lat temu, gdy byłaś w żałobie. - wyjaśniła. Co to znaczy, że byłam w żałobie? To źle? Manuela już nie chciała mi nic powiedzieć. Dlaczego wszystko tu jest jedną wielką tajemnicą. Nie chcę żyć w kłamstwie. Całość głównie dotyczy mojej osoby. Jestem pewna na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, że zataja przede mną ważne informacje.
- Nie rozumiem. - mruknęłam pod nosem, biorąc czarne rurki, jedyną białą koszulkę i jedyny błękitny sweterek.
- Innym razem, skarbie. - ponownie uniknęła tematu. - No dalej, już, już. Idziemy. - ponagliła mnie.
Na stołówce było (o dziwo) sporo osób, wszyscy mniej więcej w moim wieku. Ale zaraz... Ile ja mam lat? Nawet o tak oczywistej rzeczy nie mam pojęcia. Wracając, inni 'pacjenci' dziwnie się na mnie patrzyli, co naprawdę mnie peszyło. Czułam się nieswojo, a przecież jestem tu od długich czterech lat. Tak przynajmniej mówiła pani Schmitt.
Po smacznym posiłku udałam się do pokoju, do którego poprowadziła mnie oczywiście Manuela. Nikogo innego nie znałam, jak też sama nie byłam w stanie zapamiętać drogi powrotnej do pokoju. Próbowałam choć trochę odespać poprzednią noc. Przez ten sen, który był tak realistyczny, nie mogłam szybko zasnąć. Bałam się, a zarazem umierałam z ciekawości, iż nie znałam tajemniczej postaci z parku (dla sprostowania, park jest dookoła budynku). Nawet nie widziałam jego twarzy, było ciemno, a mężczyzna był ledwo widoczny, nie wliczając śnieżnobiałych butów - ten szczegół jako pierwszy wpadał w oko.
Wspominałam, że w 'moim pokoju' znajduje się szyba z widokiem na szary pusty korytarz? Otóż, tym razem nie był pusty. Tam pani Schmitt wraz z pewnym chłopakiem, głośno dyskutowała, gestykulując ręką.
- Jakim kuzynem? - usłyszałam. Jej ton nie był zbyt radosny. - Ona nie ma rodziny. - mówi o mnie? Miałam takie wrażenie, że ukradkiem spoglądała w moją stronę, gdzie spałam 'jednym okiem'. Tak naprawdę wyraźnie widziałam całą sytuację, to jak rozglądała się nerwowo na boki i to, jak sprawnym ruchem zgarnęła coś z ręki młodego mężczyzny. - No dobra, jutro wszystko załatwimy. Możesz przyjechać o dziesiątej? - 'to coś' włożyła do zgrabnej, beżowej torebki. Więcej rozmowy nie usłyszałam. A to dlatego, że się rozeszli. Nurtowało mnie jedno... Ta rzecz, na której widok Manuela zgodziła się na jakiś układ? Wydaję mi się, że 'układ' to dobrze powiedziane. Na coś się umówili, to jest pewne. Boje się, że jestem w to wmieszana. Może oni nie chcą dla nas jak najlepiej? Może ten ośrodek jest jednym, wielkim kłamstwem. Oszukują nas? Łącząc wszelkie fakty z dzisiejszego dnia, można ot tak to stwierdzić. Boję się tu dłużej przebywać. Czy na dworze, czy w środku... dookoła ponuro. Ugh, strach to moje drugie imię.
_____
Boskie !!
OdpowiedzUsuńchce nexta ;)
Gusiaa
Och, to jest niesamowity blog! Nietuzinkowa fabuła, świetnie napisane! :) Czytałam to jak w jakimś transie. Po prostu genialnie:) Pisz tak dalej:** Z wielką niecierpliwością czekam na kolejny rozdział! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie :)
Świetnie piszesz, Twój styl bardzo mi się podoba. Nie męczy, czyta się szybko i przyjemnie. Opisy są, dialogi, z ortografią w porządku.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam! :D
Wow .. Rozdział jest MEGA :D Ta historia jest naprawdę wciągająca :p Pisz tak dalej <3 Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :*
OdpowiedzUsuńRozdział jest spoko. Opisy trochę inne niż zazwyczaj, ale fajne. Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńHeeej ;*
OdpowiedzUsuńJeeeju , jak tajemniczo i wgl arrrrr xD Wydaje mi się , że tym facetem zza okna jest Marco ? Mogę się mylić ;> ;D I nie jestem pewna , czy zrozumiałam wszystko ;c To wina tego , że jestem chora ;/
Dzisiaj krótko ;c Przepraszam , ale nie mam na nic siły ;x Wybacz mi , kochana ;* <3
CO do Twojego drugiego opowiadania , to postaram się ogarnąć jutro ;> ;*
Czekam na nn ;*Kocham Cię <3
Buziaczki, Karinka ;*
piękny rozdział *-*
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny <3
OdpowiedzUsuńTaki tajemniczy ;)
Czekam na kolejny
Buziaki ;*
OMG! Boskie! Chcę więcej...:>
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!Ola
S-U-P-E-R
OdpowiedzUsuńGENIALNE ! dawaj next ! :D
OdpowiedzUsuńDziwnie to opisałaś?! Kurde, dziewczyno to było świetne! Dokładnie takie rozdziały lubię. Jestem trochę dziwną dziewczyną, z wieloma ciemnymi stronami i naprawdę uważam, że to super opowiadanie. Takie tajemnicze i nieznane. Nigdy się z podobnym nie spotkałam. I totalnie nie żałuję, że tu trafiłam, bo zapowiada się naprawdę intrygująco. Wszystko mnie ciekawi a to dopiero początek!
OdpowiedzUsuńBuziaki kochana i zapraszam w wolnej chwili do siebie:*
http://marcinho11.blogspot.com/