środa, 4 czerwca 2014

*002

     Ciemność, strach i dziwne dźwięki. Ogarnął mnie lęk. Ktoś jest w mojej łazience. To stamtąd słyszę przerażający głos. Bałam się. Bałam się tam iść, lecz musiałam sprawdzić co kryje się za drzwiami. Spuściłam gołe stopy na podłogę i podeszłam niepewnie do białych drzwi. Podłoga była cholernie zimna, nogi mi drgały. Otworzyłam drzwi i zapaliłam światło. Nikogo nie było. Byłam pewna, że tu ktoś jest. Przesłyszało mi się? To sen? Inaczej nie potrafię tego wytłumaczyć.
     Nagle zamarłam. Za sobą usłyszałam niski głos, wypowiadający jakieś imię.
- Diana! - podskoczyłam ze strachu. Ze świstem wypuściłam powietrze i obróciwszy się na pięcie podeszłam do otwartego szeroko okna. Było zamknięte. Kto je otworzył? Kto za nimi jest?
- Diana! - ponownie ten głos. Kim jest owa Diana? Czy to ja? To moje imię? Emocje we mnie buzowały. Czułam się jak w horrorze. Horror? Wydawało mi się, że wiem co to jest. Jednakże teraz nie mogłam sobie przypomnieć. Wyjrzałam przez ogromne okno, za którym oprócz metalowych krat, nie dostrzegłam niczego. Ale zaraz! Coś się poruszyło. Tam! W parku, pod ogromnym drzewem stoi jakaś postać. Mam wrażenie, że patrzy się wprost na mnie. Błyskawicznie kucnęłam, widząc jak mężczyzna jest coraz bliżej budynku. To na pewno był on. Szczupła, męska sylwetka, więcej nie byłam w stanie dostrzec. Zniknął. Nie było już nikogo, a ja nadal z przerażeniem spoglądałam w dal.
     Cholera coś ze mną jest nie tak. Nie znam samej siebie, nie znam innych ludzi. Boję się wszystkiego co mnie otacza jak mała, szara myszka. Zrezygnowana wróciłam do białego zimnego łóżka. Co jak co, ale ogrzewanie nie jest tu najlepsze. Tu, gdziekolwiek jestem nie spotkałam żadnej żywej duszy, oprócz jego.
     Północ. A ja nie mogę zasnąć, przez niego. Kim on jest i dlaczego stał wprost na przeciwko mojego okna. Mojego? Nieistotne. Nie wiem co to za budynek. Wielki, lecz mniejszy niż prawdziwy szpital. Ponury, niczym opuszczony dom. Więcej nie pamiętam. Morfeusz porwał mnie w swoje silne ramiona.
- Witaj w świecie żywych. - podskoczyłam ze strachu, słysząc donośny, piskliwy głos. Podziwiając piękny wschód słońca, nie zauważyłam jak kobieta średniego wieku, wtargnęła bez pukania do pomieszczenia, w którym oczywiście przebywałam. Nadal nie wiem dlaczego. - Nie bój się mnie, skarbie. Nic ci nie zrobię. Wręcz przeciwnie, pomogę ci. - przemówiła, promiennie się uśmiechając.
     Mimo wszystko, jej wygląd odstraszał. Jej twarz, owszem nie byłaby najgorsza, gdyby nie tona makijażu, która znacznie ją postarzała. Chociaż nie ma tali osy, nałożyła na siebie niedługą granatową spódnicę i białą zwykłą bokserkę. Jednakże większą uwagę skupiały bardzo wysokie buty na platformie. Byłam pełna podziwu, że się w nich nie przewraca. Nie była żadną miss. Na oko czterdziestoletnią, brunetką przy kości.
- Kim pani jest? - zdołałam z siebie wydusić. Nie było to łatwe. Nic nie przychodzi mi łatwo. Nie daję rady. Nie wiem co się dzieje. Czy ktoś mi to wreszcie wytłumaczy? Życie jest cholernie dziwne.
- Żadna pani. - zachichotała. Mnie nie było do śmiechu. Utrzymywałam grobową twarz, wpatrując się pustym wzrokiem w tajemniczą kobietę. Nie chciałam czegoś, co ciężko zdobyć. Potrzebowałam  tylko wyjaśnień. Pragnęłam dowiedzieć się faktów o sobie, o ludziach otaczających mnie. Chciałam wiedzieć, czy w ogóle są tacy. Czy to tak wiele? Po prostu kilka zdań, wyjaśniających mi, całą zaistniałą sytuację. Nie wydaję mi się, żeby to było trudne i w jakiś sposób skomplikowane. - Jestem Manuela, Manuela Schmitt, psycholog ośrodka Druga Szansa. - czyli znajduję się w niejakiej Drugiej Szansie. - Mów mi po imieniu, kochanie. Jesteśmy przyjaciółkami. - przyjaciółkami? Ja tej pani... znaczy Zofii nie znam! Myślałam, że przyjaciółka, to osoba bliska, prawie jak rodzina. Tutaj jest zupełnie inaczej? Przecież... uch. Nic z tego nie rozumiem. - Pomagam osobom, zaprzyjaźniając się z nimi, młodym i w takich przypadkach jak twój. - dopowiedziała. Przypadkach? Spytam jeszcze raz. Co ze mną jest nie tak? Jestem nienormalna? Co to jest w ogóle za słowo? Nienormalna? Jest tyle pytań, na które nie potrafię znaleźć odpowiedzi.
- Dlaczego jestem tutaj, a nie w szpitalu? - wiedziałam czym jest szpital. To już postęp. Hm, miałam taką nadzieję.
- Skarbeńku, Druga Szansa, wspiera i podtrzymuje stałą opiekę tobie, jak i innym osobom po przeżyciach. - to akurat już zrozumiałam. Zajmują się nami, chcą dla nas jak najlepiej. A gdzie nasi bliscy? Kto poza mną nie pamięta żadnych wydarzeń z własnego życia?
- A moja rodzina? - rodzina to najbliżsi naszemu sercu. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Nikt z twojego otoczenia nie odezwał się do nas. - oznajmiła. Poczułam ogromną pustkę w sercu. Co to znaczy? Nie mam rodziny? To niemożliwe. Każdy ma rodziców, dziadków, wujków i ciocie. Kuzynów i kuzynki. Chciałabym poznać ich. Na pewno znalazłby się ktoś, chociaż jedna osoba. Może oni nie wiedzą, że ja tu jestem? Nikt ich tak naprawdę nie powiadomił. Może żyją w jednym wielkim kłamstwie i myślą, że już nie żyję... albo ktoś mnie porwał. Nawet jeśli, szukaliby mnie, co nie? Rodzina powinna się kochać, pomimo wszystko, nikogo z niej nie wyrzucać. Rodzina jest jednością. Na pewno w takowym przypadku, znaleźliby mnie... Czyżby sami mnie tu oddali?
- Może mi pani powiedzieć, co tak naprawdę tutaj robię? Długo tu jestem? Kiedy mogłabym stąd wyjść? - miałam ochotę zasypać ją wszelkimi pytaniami, dotyczących mojego życia. Nie wiem, czy byłam kiedyś szczęśliwa, czy ktoś mnie zranił, czy ktoś mnie pokochał, tak samo jak ja jego? W mojej głowie była tylko gigantyczna pustka.
- Jestem Manuela! - przypomniała. Doskonale o tym pamiętałam, ale głupio było mi, zwracać się do niej po imieniu. Tak po prostu. Nie znamy się kilka lat, bym mówiła do niej jak do koleżanki. Nie potrafię. Muszę poznać własne sekrety, bo - na sto procent - takowe są. - Piękna, jesteś tu od czterech lat. Gdy trafiłaś tu, byłaś świeżo po maturach, które zdałaś, niemal perfekcyjnie. - skończyłam szkołę średnią. Jedyna dobra wiadomość, a zarazem nowy fakt z życia. - Przykro mi to mówić, ale nie ma mowy, abyś opuściła nasz ośrodek. - mina momentalnie mi zrzedła. Nie chcę tu tkwić do końca moich lat. Pragnę zaznać uroki prawdziwego życia, bez żadnych tajemnic. Szczęśliwa, wokół przyjaciół i rodziny, którą w przyszłości, chciałabym mieć.
- Dlaczego? - na to pytanie, nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Manuela kilka minut nie odezwała się ani słowem. Wiedziałam, że coś w tym było nie tak. I po raz kolejny, nie mogłam dowiedzieć się czegoś więcej. Czułam, że jestem oszukiwana. Znam tylko ją... nie jest ze mną do końca szczera.
- Nie mogę ci powiedzieć, kochanie. - uśmiechnęła się pocieszająco. Nie zrobiło to na mnie wrażenia. - To za szybko. Gdy będziesz gotowa, opowiem ci. - tym sposobem, wzbudziła moją ciekawość. A czułe słówka były zdecydowanie zbędne w całej tej sytuacji. - Ubierz się i pójdziemy na śniadanie. Po południu zrobimy ci badania. - rzekła, otwierając szafkę pełną ubrań.
- Dlaczego większość z nich jest czarna? - spytałam. Wolałabym nosić na sobie kolory tęczy, a czerń nie jest jednym z nich.
- Ubrania są nowe, aczkolwiek zakupione kilka lat temu, gdy byłaś w żałobie. - wyjaśniła. Co to znaczy, że byłam w żałobie? To źle? Manuela już nie chciała mi nic powiedzieć. Dlaczego wszystko tu jest jedną wielką tajemnicą. Nie chcę żyć w kłamstwie. Całość głównie dotyczy mojej osoby. Jestem pewna na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, że zataja przede mną ważne informacje.
- Nie rozumiem. - mruknęłam pod nosem, biorąc czarne rurki, jedyną białą koszulkę i jedyny błękitny sweterek.
- Innym razem, skarbie. - ponownie uniknęła tematu. - No dalej, już, już. Idziemy. - ponagliła mnie.
     Na stołówce było (o dziwo) sporo osób, wszyscy mniej więcej w moim wieku. Ale zaraz... Ile ja mam lat? Nawet o tak oczywistej rzeczy nie mam pojęcia. Wracając, inni 'pacjenci' dziwnie się na mnie patrzyli, co naprawdę mnie peszyło. Czułam się nieswojo, a przecież jestem tu od długich czterech lat. Tak przynajmniej mówiła pani Schmitt.
     Po smacznym posiłku udałam się do pokoju, do którego poprowadziła mnie oczywiście Manuela. Nikogo innego nie znałam, jak też sama nie byłam w stanie zapamiętać drogi powrotnej do pokoju. Próbowałam choć trochę odespać poprzednią noc. Przez ten sen, który był tak realistyczny, nie mogłam szybko zasnąć. Bałam się, a zarazem umierałam z ciekawości, iż nie znałam tajemniczej postaci z parku (dla sprostowania, park jest dookoła budynku). Nawet nie widziałam jego twarzy, było ciemno, a mężczyzna był ledwo widoczny, nie wliczając śnieżnobiałych butów - ten szczegół jako pierwszy wpadał w oko.
     Wspominałam, że w 'moim pokoju' znajduje się szyba z widokiem na szary pusty korytarz? Otóż, tym razem nie był pusty. Tam pani Schmitt wraz z pewnym chłopakiem, głośno dyskutowała, gestykulując ręką.
- Jakim kuzynem? - usłyszałam. Jej ton nie był zbyt radosny. - Ona nie ma rodziny. - mówi o mnie? Miałam takie wrażenie, że ukradkiem spoglądała w moją stronę, gdzie spałam 'jednym okiem'. Tak naprawdę wyraźnie widziałam całą sytuację, to jak rozglądała się nerwowo na boki i to, jak sprawnym ruchem zgarnęła coś z ręki młodego mężczyzny. - No dobra, jutro wszystko załatwimy. Możesz przyjechać o dziesiątej? - 'to coś' włożyła do zgrabnej, beżowej torebki. Więcej rozmowy nie usłyszałam. A to dlatego, że się rozeszli. Nurtowało mnie jedno... Ta rzecz, na której widok Manuela zgodziła się na jakiś układ? Wydaję mi się, że 'układ' to dobrze powiedziane. Na coś się umówili, to jest pewne. Boje się, że jestem w to wmieszana. Może oni nie chcą dla nas jak najlepiej? Może ten ośrodek jest jednym, wielkim kłamstwem. Oszukują nas? Łącząc wszelkie fakty z dzisiejszego dnia, można ot tak to stwierdzić. Boję się tu dłużej przebywać. Czy na dworze, czy w środku... dookoła ponuro. Ugh, strach to moje drugie imię.



_____
   

niedziela, 4 maja 2014

*001

" Cisza.
Otula mnie.
Miękka.
Lepka.
- Boję się... "


     Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza. Oddechy w tym momencie były moim ukojeniem. Palący ból rozsadzał moją klatkę piersiową. Miałam niemałe zawroty głowy. Zaczęłam kaszleć. Co się dzieje? Powoli otworzyłam oczy, które przez ostre światło w pomieszczeniu, niemal od razu się zamknęły. Sztywną dłonią zasłoniłam je. Płuca natarczywie domagały się tlenu, starałam się uspokoić oddech. Moje ręce były mi tak obce. Nie moje. Łzy mimowolnie ciekły po policzkach. Dookoła panowała cisza. Gdzie ja jestem?
- Boję się... - szepnęłam.
Dziwny, martwy głos, nienależący do mnie. Opuszkami palców dotknęłam włosów, twarzy, szyi, to moje ciało? Dłonie z czasem zaczęły się mnie słuchać. Uchyliłam powieki. Światło już mnie tak nie oślepiało, zaczęłam się rozglądać. Naprzeciwko łóżka, w którym leżałam, znajdowało się szeroko otwarte okno. Za nim, można było zobaczyć jedynie ciemność, jaką ukazywał wieczór. Wydychając głośno powietrze, usiłowałam się uspokoić. Mój oddech już zdążył się ustatkować. Nic złego się nie działo, obudziłam się. Wszystko jest dobrze? Ale... co mnie obudziło? Dlaczego spałam w takim miejscu? Hm... zwykły wieczór, jak każdy poprzedni. Poprzedni?
     Nie pasowało tu jedynie szpitalne łóżko i...
     ... i ja.
     Nie wiedziałam, gdzie jestem. Nie wiedziałam co ja tu robię. Ze sporym wysiłkiem zdołałam usiąść. Mocne zawroty głowy spowodowały, że złapałam się barierki od łóżka. Z następnym ruchem, poczekałam aż miną. Beżowy dywan zlewał mi się ze ścianami...
     Dziki wir w mojej głowie, powoli hamował. Gdy już byłam pewna, że nie stracę równowagi, szarpnęłam za blokadę. Metalowa barierka zatrzasnęła się z hukiem. Skąd wiedziałam, gdzie jest zamek?
    Spuściłam nogi na podłogę. Bose stopy dotknęły zimnych paneli. Zadrżałam. Ten pokój był bez życia. Tak pusty. Niepewnie stanęłam na nogach. Spróbowałam zrobić krok w przód. Przewróciłabym się, gdybym nie oparła się o ścianę. Ruszyłam powolnym krokiem, trzymając się niej. Chciałam dojść do zamkniętych dni. Zobaczyć co za nimi jest. Czemu nie wiedziałam, gdzie jestem? Co się działo? Nogi z każdym krokiem zaczynały mnie słuchać. Podeszłam do szafy, której drzwiczki otworzyłam. Na półkach leżało kilka podkoszulków, przeważnie czarnych. Idealnie złożone, pachnące nowością, dżinsy. Błękitny sweter samotnie wisiał na wieszaku. Wszystko było nowe. Głośne krzyki i jęki, przestraszyły mnie śmiertelnie. Podskoczyłam i odwróciłam się gwałtownie. Nikogo nie było, to musiało być w innym pokoju, za ścianą. Po chwili usłyszałam stukanie w szybę, zwróciłam się twarzą do wielkiego okna. To tylko ptak. Ponownie odwróciłam się i przestraszyłam na widok nieznanej mi dziewczyny. Dopiero później do mnie dotarło, że to mój obraz w lustrze. Dotknęłam dłonią policzka, odbicie powtórzyło mój ruch. Uśmiechnęłam się. Odbicie posłało mi ten sam blady, nieprzekonujący uśmiech. Odgarnęłam na plecy falowane blond włosy, odsłaniając łabędzią szyję. Moje duże oczy zwracały uwagę ponurą powagą. Cofnęłam się o krok. Dziewczyna w lustrze zrobiła to samo. Obdarzała mnie jasnym, przenikliwym spojrzeniem. Przesunęłam dłońmi po szczupłym ciele. Nie znałam tej dziewczyny... Widziałam ją po raz pierwszy. Dlaczego nie potrafiłam rozpoznać samej siebie? Dlaczego nie poznawałam tego pokoju?
     To ja?
     Kim ja jestem?
     Jak się nazywam?
     Cofnęłam się, by nie patrzeć na dziewczynę z lustra... by nie patrzeć na siebie?
     Oddychałam coraz szybciej. Czułam pod powiekami zbierające się słone łzy. Łzy strachu?
     Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Wciągane powietrze już nie wystarczało. Opadłam na kolana i pochyliłam głowę. Na chwilę osłabienie zniknęło, jednak gdy tylko spojrzałam w lustro, zaatakowało mnie mocniej. Obraz wirował mi przed oczami. Miałam wrażenie, że dziewczyna z lustra, śmieje się ze mnie.
     Kim ja do cholery jestem!?




______


Zostaw po sobie ślad ;)

Uszanowanko.

piątek, 18 kwietnia 2014

Opis postaci.


Diana Schafter.
(22 l.)
Diana budzi się w tajemniczym szpitalu. Nie poznaje własnego lustrzanego odbicia, nie pamięta, jak się tu znalazła. Dowiaduje się, że cała jej rodzina zginęła w pożarze, z którego Diana wyszła żywa, lecz poszkodowana. Na skutek licznych, niemałych obrażeń, straciła pamięć. Ośrodek "Zweite Chance" powinien napawać pacjentów optymizmem i otuchą... A co myśleć o pewnych nieznajomych starszych paniach, wróżących Dianie śmierć? Mogą pojawić się w każdej chwili, niespodziewanie. 
Najwyraźniej dzieję się coś dziwnego. Diana staje się coraz bardziej przerażona. Co robić w sytuacji, w której nie można zaufać samemu sobie? Czy pomoże jej w tym załamany po śmierci siostry, mężczyzna? Dlaczego jego przyjaciel ukazuje się w snach dziewczyny, jako czarny charakter? O co w tym wszystkim chodzi? 
(...)



Mario Götze.
(23 l.)
Po stracie młodszej siostry, z którą był bardzo przywiązany, zaczyna regularnie odwiedzać ośrodek, gdzie znajdują się młode osoby po przeżyciach. Tam jego uwagę przykuwa, pewna jasnowłosa dziewczyna, która wyglądem przypominała mu siostrę. Postanawia jej pomóc. Będzie starał się jak mógł, aby zdobyć zaufanie blondynki, czy ona przyjmie tą pomoc?





Marco Reus.
(25 l.)
Facet, powodujący wiele westchnień u kobiet i nastolatek. Dla większości ideał mężczyzny, ale czy tylko...? Po jednym kontakcie wzrokowym, staje się koszmarem Diany. Nawiedza ją w snach, ukazując się jak w najgorszym horrorze. Jednakże, on nie jest tego świadomy, nie wie, że dziewczyna się go boi. Co zrobią z tym fantem? Czy niebieskooka przekona się, co do niego?






_____________________________________