Otula mnie.
Miękka.
Lepka.
- Boję się... "
Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza. Oddechy w tym momencie były moim ukojeniem. Palący ból rozsadzał moją klatkę piersiową. Miałam niemałe zawroty głowy. Zaczęłam kaszleć. Co się dzieje? Powoli otworzyłam oczy, które przez ostre światło w pomieszczeniu, niemal od razu się zamknęły. Sztywną dłonią zasłoniłam je. Płuca natarczywie domagały się tlenu, starałam się uspokoić oddech. Moje ręce były mi tak obce. Nie moje. Łzy mimowolnie ciekły po policzkach. Dookoła panowała cisza. Gdzie ja jestem?
- Boję się... - szepnęłam.
Dziwny, martwy głos, nienależący do mnie. Opuszkami palców dotknęłam włosów, twarzy, szyi, to moje ciało? Dłonie z czasem zaczęły się mnie słuchać. Uchyliłam powieki. Światło już mnie tak nie oślepiało, zaczęłam się rozglądać. Naprzeciwko łóżka, w którym leżałam, znajdowało się szeroko otwarte okno. Za nim, można było zobaczyć jedynie ciemność, jaką ukazywał wieczór. Wydychając głośno powietrze, usiłowałam się uspokoić. Mój oddech już zdążył się ustatkować. Nic złego się nie działo, obudziłam się. Wszystko jest dobrze? Ale... co mnie obudziło? Dlaczego spałam w takim miejscu? Hm... zwykły wieczór, jak każdy poprzedni. Poprzedni?
Nie pasowało tu jedynie szpitalne łóżko i...
... i ja.
Nie wiedziałam, gdzie jestem. Nie wiedziałam co ja tu robię. Ze sporym wysiłkiem zdołałam usiąść. Mocne zawroty głowy spowodowały, że złapałam się barierki od łóżka. Z następnym ruchem, poczekałam aż miną. Beżowy dywan zlewał mi się ze ścianami...
Dziki wir w mojej głowie, powoli hamował. Gdy już byłam pewna, że nie stracę równowagi, szarpnęłam za blokadę. Metalowa barierka zatrzasnęła się z hukiem. Skąd wiedziałam, gdzie jest zamek?
Spuściłam nogi na podłogę. Bose stopy dotknęły zimnych paneli. Zadrżałam. Ten pokój był bez życia. Tak pusty. Niepewnie stanęłam na nogach. Spróbowałam zrobić krok w przód. Przewróciłabym się, gdybym nie oparła się o ścianę. Ruszyłam powolnym krokiem, trzymając się niej. Chciałam dojść do zamkniętych dni. Zobaczyć co za nimi jest. Czemu nie wiedziałam, gdzie jestem? Co się działo? Nogi z każdym krokiem zaczynały mnie słuchać. Podeszłam do szafy, której drzwiczki otworzyłam. Na półkach leżało kilka podkoszulków, przeważnie czarnych. Idealnie złożone, pachnące nowością, dżinsy. Błękitny sweter samotnie wisiał na wieszaku. Wszystko było nowe. Głośne krzyki i jęki, przestraszyły mnie śmiertelnie. Podskoczyłam i odwróciłam się gwałtownie. Nikogo nie było, to musiało być w innym pokoju, za ścianą. Po chwili usłyszałam stukanie w szybę, zwróciłam się twarzą do wielkiego okna. To tylko ptak. Ponownie odwróciłam się i przestraszyłam na widok nieznanej mi dziewczyny. Dopiero później do mnie dotarło, że to mój obraz w lustrze. Dotknęłam dłonią policzka, odbicie powtórzyło mój ruch. Uśmiechnęłam się. Odbicie posłało mi ten sam blady, nieprzekonujący uśmiech. Odgarnęłam na plecy falowane blond włosy, odsłaniając łabędzią szyję. Moje duże oczy zwracały uwagę ponurą powagą. Cofnęłam się o krok. Dziewczyna w lustrze zrobiła to samo. Obdarzała mnie jasnym, przenikliwym spojrzeniem. Przesunęłam dłońmi po szczupłym ciele. Nie znałam tej dziewczyny... Widziałam ją po raz pierwszy. Dlaczego nie potrafiłam rozpoznać samej siebie? Dlaczego nie poznawałam tego pokoju?
To ja?
Kim ja jestem?
Jak się nazywam?
Cofnęłam się, by nie patrzeć na dziewczynę z lustra... by nie patrzeć na siebie?
Oddychałam coraz szybciej. Czułam pod powiekami zbierające się słone łzy. Łzy strachu?
Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Wciągane powietrze już nie wystarczało. Opadłam na kolana i pochyliłam głowę. Na chwilę osłabienie zniknęło, jednak gdy tylko spojrzałam w lustro, zaatakowało mnie mocniej. Obraz wirował mi przed oczami. Miałam wrażenie, że dziewczyna z lustra, śmieje się ze mnie.
Kim ja do cholery jestem!?
______
Zostaw po sobie ślad ;)
Uszanowanko.